nine.


Cześć wszystkim! ;* Na samym początku chcę was jeszcze raz cholernie przeprosić za to, że nie pisałam od czerwca. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele czasu minęło. Po prostu wena odmówiła mi posłuszeństwa i nie potrafiłam wymyślić nic sensownego, co nadawałoby się na rozdział. Obiecuję poprawę! Wracam z kontynuacją dark-reunion. Tak, mam zamiar dalej pisać tą historię, albowiem natchnęło mnie. Pomysł związany z powrotem w sumie narodził się przypadkiem, ale ważniejsze chyba jest to, że w końcu się zdecydowałam, prawda? c: Postaram się dodawać nowe wpisy co dwa tygodnie, ale nic nie mogę obiecać, bo szykuje się gorący semestr w szkole, tym bardziej, że kończę gimnazjum. I tak, jak niektórzy zauważyli, wracam z nowym nickiem. Tym razem nie będę Frażuletką, ale Bulgarian girl. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. I przepraszam, jeżeli szablon się "rozjeżdża", bo zdaję sobie sprawę, że na niektórych komputerach się tak dzieje, ale wymiary, wymiary i jeszcze raz wymiary -.- Jeżeli ktoś jest zainteresowany to rozdział pisałam przy Imagine Dragons - Radioactive i White Stripes - Seven Nation Army. 
Enjoy! 



Sekrety stanowiły jeden z priorytetów w naszym życiu. Nawet jeśli zapieraliśmy się rękami i nogami, to musieliśmy przyznać, że była w tym namiastka prawda. Elena szczerze wątpiła w to, aby na świecie istniała chociaż jedna osoba, która opowiadała o wszystkim chociażby swojej mamie. Bo jak powiedzieć najważniejszemu dla nas człowieku pod słońcem o zdradzie? Albo o tym, że jest się silnie zadłużonym? Mowa jest srebrem, jednak to milczenie nad nią góruje, lśniąc niezdrowym, złotym blaskiem. Blondynka usiadła na łóżku, marszcząc w palcach narzutę. Nie stresowała się zbytnio rozmową. Patrząc przez pryzmat czasu doświadczyła przecież wielu poważniejszych konwersacji. W Mrocznych Wymiarach od niektórych z nich zależało jej „być czy nie być”. Chłopak czekał na jej odpowiedź, ale na jego twarzy rysowało się coś, co sprawiało, że nie przystanie przy swoich racjach na długo. Elena doskonale potrafiła odczytywać emocje, niewiele rzeczy mogło się przed nią ukryć. Nie cierpiała, jeżeli coś się przed nią ukrywało. Życie nauczyło ją jednak, że niekiedy warto żyć w niewiedzy, tylko dla bezpieczeństwa. Wiele razy musiała ukrywać swoją ciekawość tylko ze względu na swoje uczucia. A teraz osoba, którą do niedawna miała za swoją prawdziwą miłość, wydawała się Elenie zupełnie obca. Musiała się odezwać chociażby słowem, nie chciała aby zatruwał jej umysł.
- Posłuchaj, Stefano. Nie mam pojęcia, dlaczego tutaj jesteś, naprawdę wątpię w to, że tylko ze względu na Damona. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mnie okłamuje, ale potrafię to znieść. Tylko dlatego, że ja również nie jestem święta. Nikt nie jest, nawet ty – dziewczyna zakręciła złocisty lok wokół palca. Gdyby na jej miejscu znajdował się ktoś inny, zapewne dałby temu zielonookiemu licealiście drugą szansę. U niej swój „limit” już wykorzystał. Z reguły nie traktowała go surowo, nie potrafiła. To przez to spojrzenie, w którym kryła się dobroć niemal całego świata. Od jakiegoś czasu wiedziała, że to po części jedynie przykrywka i świat nie maluje się w tak kolorowych barwach, jak mogłoby się wydawać. – Wcale nie uważam, że przy naszym ostatnim spotkaniu powiedziałam o kilka słów za dużo. Nie mam zamiaru cię przepraszać – nie mógł liczyć na to, że kiedykolwiek ją odzyska. Nie oczekiwała akceptacji z jego strony, chociaż czuła się dziwnie, uświadamiając sobie, że w wielu sprawach zgadzali się ze sobą. W końcu jednak postawiła na swoim i postanowiła zamknąć ten rozdział swojego życia. I tak dużo dla siebie zrobili. Mogła go oskarżać, że to przez niego nie miała normalnego życia. Mogła egzystować, nie znając swojego przeznaczenia. Przecież większość zwyczajnych śmiertelników nie miała pojęcia, co spotka ich w przyszłości. Ona wiedziała. Już jakiś czas temu miała zostać jednym ze Stróżów. Nie chciała dla siebie takiego życia. Tkwienie w najgłębszych zakamarkach Mrocznego Wymiaru z pewnością nie należała do jej ulubionych zajęć. Nie po tym wszystkim, co miało miejsce. Z rozmyślań wyrwało ją ciche westchnienie Stefano. Najwyraźniej cierpliwie czekał, aż zacznie go słuchać. Co prawda, miała zamiar wpuścić wszystko jednym uchem, a wypuścić drugim. W końcu się przemogła. Szybko pożałowała swojej decyzji.
- Nim zdążysz się obejrzeć zrobi z ciebie swoją małą kopię. Tylko do tego dąży, nie widzisz? – niektórzy nie znosili porażek, a zielonooki wampir zdecydowanie należał do tych osób. Zawsze wydawało jej się, że jest inaczej, że stara się załagodzić sprawę i rozwiązać ją w pokojowy sposób. Jakim prawem więc chciał jej prawić morały o tym, że jego brat nie jest dla niej odpowiedni, skoro sam nie jest lepszy? Zarówno Stefano jak i Damon zachowywali się niczym dzieci w piaskownicy. Kłócili się o nią niczym o najlepszą zabawkę. Przyzwyczaiła się do tego, że jeden z nich nieustannie dogryzał drugiemu i cieszył się z niepowodzeń. Ona takich problemów ze swoją siostrą nie miała, głównie ze względu na to, że miała jedynie pięć lat. O co poważnego można spierać się z dzieckiem? Czasami wypadało jej ustąpić i tyle. Nigdy nie mogła pojąć, dlaczego niektórzy żyją w tak napiętych stosunkach.
- Nigdy nie będę taka jak on. Nie obchodzi mnie, czy Damon chce tego, czy nie. Elena, którą kochałeś już nie istnieje. Pogódź się z tym, do cholery. Naprawdę wolałeś, gdy traktowałam was jak lalki? A może zdążyłeś już sobie wmówić, że poza tobą nie widzę nikogo? – nawet nie liczyła ile razy kłóciła się z nim w ciągu kilku dni. Coś definitywnie się psuło, chęć poznania nowego, momentami odbierała jej umiejętność racjonalnego myślenia. Młodszy Salvatore zacisnął usta w cienką linię. Zapewne nadal myślał, że była pod wpływem jego brata. Czy naprawdę musiał tkwić aż w takim zaślepieniu? Powoli podchodził do niej, aż w końcu stali naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Dłonie chłopaka spoczęły na jej szyi. Spodziewała się, że czułym gestem będzie starał się przekonać albo przynajmniej szukać pocieszenia. Stała niczym słup, niewzruszona niczym. Wszystko mogło obrócić się jeszcze ku niej. Jakież było zdziwienie blondynki, gdy usłyszała ciche „przepraszam”, a potem chrzęst kości. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła było otwarte okno. Nie przypominała sobie, żeby… On łatwo to upozoruje. Bo skoro on nie mógł jej mieć, to nikt nie będzie jej miał.
* * *
Dookoła siebie zauważała jedynie popiół i pył. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że powoli wracała do życia, czuła to w swoich kościach. Wcale nie miała w sobie wampirze krwi. Jeżeli pamięć jej nie myliła, nie smakowała jej od kilku miesięcy, jeśli nie dłużej. I pomimo tego, że ciemność zaczęła otaczać ją za wszystkich stron, wiedziała, że to nie wystarczy, aby się jej pozbyć. Elena przypomniała sobie, jak ciotka opowiadała jej o duszach. Sama usilnie wierzyła w ich istnienie, nie potrafiła wyrzucić tego ze swojej głowy, tym bardziej teraz. Ludzie, którzy znaleźli się po śmierci gdzieś w bezkresie pragnęli wrócić do świata żywych. Szczególnie istoty czyśćcowe chciały uświadomić innych, którzy tkwili pod kluczem egoizmu, że życie nie toczy się jedynie na Ziemi, ale ciągnie się przez całą wieczność. Po odłączeniu się od ciała dusza miała być ogarnięta niezwykłą światłością. Z nią nic podobnego się nie działo. Czuła się jedynie obolała. Jej wygląd nie budził zastrzeżeń. Loki opadały kaskadami na ramiona, jedynie szyję zdobyło kilka czerwony plam. Krew. Nie zastanawiała się nad tym długo. Ale to w jej uśmiechu było coś niepokojącego. Śmierć, czy cokolwiek to jest, nie zmienia ludzi aż do tego stopnia, a już na pewno nie w tym kierunku. Nie miała ochoty zastanawiać się nad tym, gdzie właściwie się znajduje. Miejsce to z pewnością nie przypominało jej Fell’s Church. Czy na pewno była tą samą Eleną Gilbert?